Gdy odpowiedzialność jest bliżej biznesu – o pracy w firmie, którą tworzą ludzie

Tutaj nikt nie jest anonimowym trybikiem. Dyrektor handlowy Łukasz Brall podkreśla, że w Zbych-Pol & Mobet każdy głos się liczy, a decyzje zapadają szybciej i bliżej realnych potrzeb. W pracy łączy korporacyjne doświadczenia z kulturą współpracy typową dla firm rodzinnych. Stawia na mądre procesy, ale też na atmosferę, dzięki której ludziom chce się działać. O jego podejściu decydują trzy filary: szczerość, cel i codzienne docenianie wysiłku zespołu. W listopadzie mija dokładnie rok, odkąd Łukasz pracuje w naszej firmie. Zapraszamy do przeczytania rozmowy.

Łukasz, co było dla Ciebie najcenniejszym doświadczeniem z wcześniejszej pracy i jak wpłynęło ono na sposób, w jaki dziś rozwijasz zespół i procesy w Zbych-Pol & Mobet?

Praca w dużej, międzynarodowej organizacji pozwoliła mi zobaczyć, jak procesy sprzedażowe i zarządzanie zespołem mogą funkcjonować w sposób bardzo przewidywalny i skalowalny. Najbardziej wartościowe okazało się doświadczenie w budowaniu odpowiedzialności zespołowej, planowaniu szans sprzedażowych i długofalowym podejściu do projektów.

W Zbych-Pol & Mobet mamy trochę inną strukturę — bardziej złożoną i opartą na współpracy między poszczególnymi działami wchodzącymi w skład mojego zespołu: handlowym, kosztorysowym, projektowym, prawnym i obsługą klienta. Dzięki dotychczasowemu doświadczeniu mogłem do tej współpracy przenieść podejście oparte na przejrzystości procesów, lepszym przepływie informacji i wspólnym priorytetyzowaniu tematów.

To nie jest „kopiowanie korporacji”, ale adaptacja dobrych praktyk do realiów firmy rodzinnej, gdzie decyzje podejmowane są bliżej biznesu, szybciej i z większą odpowiedzialnością osobistą. Efektem jest nie ‘porządkowanie’, tylko naturalne podnoszenie poziomu profesjonalizacji, co daje nam możliwość dalszego skalowania i budowania przewagi.

Firmy rodzinne mają swoją wyjątkową kulturę — opartą na bliskich relacjach, dużym zaangażowaniu i wspólnym poczuciu odpowiedzialności za rozwój. Ty dołączyłeś do takiego środowiska już z dużym doświadczeniem zawodowym w zupełnie innym otoczeniu. Co najbardziej Cię zaskoczyło po przyjściu do naszej firmy?

Przede wszystkim zaangażowanie ludzi i indywidualne podejście — to coś, co od razu się wyróżnia. Tutaj każdy każdego zna, wszyscy pracujemy blisko siebie i każdy ma realne poczucie, że jest ważnym elementem zespołu. W korporacjach, przy kilkuset lub kilku tysiącach pracowników, trudno o taki klimat — tam jest się małym trybikiem, częścią dużego mechanizmu i w pewnym sensie pozostaje się postacią anonimową.
W Mobecie czuć prawdziwą wspólnotę. Każdy ma wpływ na to, co robimy i faktycznie gramy do jednej bramki. Do tego dochodzi ogromna wiedza ekspercka, ludzie z pasją i świadomością celu. To, że firma ma charakter rodzinny, a jednocześnie myśli ambitnie i długofalowo, naprawdę robi wrażenie. To było jedno z największych pozytywnych zaskoczeń, kiedy tutaj dołączyłem.

W pracy z ludźmi — zarówno wewnątrz zespołu, jak i w relacjach z partnerami biznesowymi — ogromne znaczenie mają wartości, które nadają ton codziennym działaniom. Jakie zasady są dla Ciebie kluczowe w budowaniu współpracy i atmosfery w zespole? Co Twoim zdaniem sprawia, że ludzie chcą się angażować i naprawdę „chce im się chcieć”?

Zdecydowanie otwartość i szczerość — to dla mnie podstawa. Staram się zawsze działać wprost, mówić jasno, czego oczekuję, ale też czego inni mogą oczekiwać ode mnie. Dzięki temu nie ma niedomówień, każdy wie, na czym stoi, a to buduje zaufanie i poczucie bezpieczeństwa w zespole.
Ważna jest też atmosfera — żebyśmy grali do jednej bramki, wspierali się i działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Lubię, kiedy ludzie mają przestrzeń do działania i czują, że ich głos się liczy. To wtedy pojawia się prawdziwe zaangażowanie.
W relacjach z klientami również stawiam na partnerskie podejście i grę w otwarte karty. W tej branży nie zawsze jest to standard, ale właśnie to nas wyróżnia — nie idziemy na skróty, nie obiecujemy rzeczy, których nie da się zrealizować. Budujemy relacje oparte na szczerości, zaufaniu i długofalowej współpracy. To się po prostu sprawdza.

Branża prefabrykacji jest dziś bardzo konkurencyjna – liczy się nie tylko cena, ale też jakość, terminowość i podejście do klienta. Wiele firm oferuje podobne rozwiązania, ale nie każdej udaje się zbudować trwałe relacje i zaufanie. Jak myślisz, co najbardziej wyróżnia Zbych-Pol & Mobet na tle innych?

Myślę, że przede wszystkim nasze podejście – partnerskie i oparte na zaufaniu. Klienci czują, że naprawdę chcemy się ich tematami zaopiekować. Nie są dla nas kolejnym numerem w tabeli, tylko partnerem, z którym wspólnie realizujemy projekt. To nasza największa wartość dodana – obok jakości i rzetelności, które są dla nas absolutnym fundamentem.
Nigdy nie chcieliśmy być najtańsi. Zależy nam, żeby być najlepsi jakościowo i terminowo. Dla nas nie liczy się tylko liczba w tabeli, ale to, co za nią stoi – doświadczenie zespołu, dokładna analiza i dopracowane szczegóły. Każda oferta to efekt konkretnej, solidnej pracy wielu osób.
Klienci to widzą i doceniają. Czują, że naprawdę się ich tematami opiekujemy i podchodzimy indywidualnie. Nie działamy schematycznie – staramy się zrozumieć potrzeby, znaleźć najlepsze rozwiązanie i doradzić. Bo w dłuższej perspektywie to właśnie jakość, uczciwość i zaufanie sprawiają, że klienci zostają z nami na lata.

Rynek prefabrykacji dynamicznie się rozwija – rośnie liczba inwestycji, oczekiwania klientów i presja czasu. Jakie, Twoim zdaniem, są dziś najważniejsze wyzwania, przed którymi stoi branża prefabrykowana?

Branża ma wyraźną tendencję wzrostową. Inwestycji przybywa, rynek się rozwija, ale razem z tym rośnie też tempo. Terminy stają się coraz krótsze, a oczekiwania coraz wyższe. I to jest chyba największe wyzwanie – nadążyć za tym tempem, nie tracąc dotychczasowej jakości.
Dlatego mocno stawiamy na efektywność procesów i jak najlepsze wykorzystanie zasobów produkcyjnych. Nie chodzi tylko o szybsze działanie, ale o mądrzejsze planowanie i lepszą koordynację. Równolegle inwestujemy w profesjonalizację – rozbudowujemy dział projektowy i handlowy, dopracowujemy procedury, usprawniamy komunikację między działami.
Dla nas kluczowe jest, żeby rozwijać się w sposób kontrolowany – rosnąć, ale z zachowaniem standardów, które są podstawą naszej reputacji. Chcemy, żeby każdy kolejny projekt był nie tylko większy, ale też lepiej zorganizowany i dopracowany w detalach. Tylko wtedy można budować trwały rozwój, a nie chwilowy wzrost.

Każdy lider ma swój własny sposób pracy z ludźmi – jedni stawiają na kontrolę, inni na zaufanie i samodzielność. Jak Ty definiujesz swój styl zarządzania?

Mój styl zarządzania określiłbym jako sytuacyjny – dopasowuję podejście do człowieka i konkretnej sytuacji. Młodszy pracownik często potrzebuje jasnych wskazówek i wsparcia na starcie, natomiast osoby z większym doświadczeniem oczekują raczej swobody i zaufania. Staram się więc balansować między jednym a drugim, żeby każdy mógł działać efektywnie i czuć się pewnie w swojej roli.
Lubię budować zróżnicowane zespoły – pod względem wieku, płci, doświadczenia – bo takie po prostu działają lepiej. Różnorodność daje szerszą perspektywę i inspiruje do poszukiwania nowych rozwiązań.
Zależy mi na tym, żeby ludzie byli samodzielni i brali odpowiedzialność za swoje decyzje. Sukces to dla mnie moment, kiedy zespół potrafi samodzielnie podejmować dobre decyzje, bez konieczności pytania mnie o wszystko.
No i jeszcze jedna rzecz – każdy musi wiedzieć, dokąd zmierzamy. Jasny cel i wspólne poczucie sensu to coś, co naprawdę spaja zespół. A przy tym ważne jest, żeby umieć cieszyć się z drobiazgów – z małych sukcesów, które na co dzień budują atmosferę i motywację.

Coraz więcej mówi się o wykorzystaniu sztucznej inteligencji w pracy handlowców. Jak Ty patrzysz na rolę nowoczesnych narzędzi w pracy działu handlowego?

Uważam, że technologia powinna pomagać, a nie przeszkadzać. To narzędzie, które ma wspierać ludzi, a nie ich zastępować. Dlatego mocno nad tym pracujemy – wdrażamy rozwiązania, które ułatwiają codzienną pracę nie tylko działowi handlowemu, ale całej firmie.
Testujemy różne systemy i narzędzia np. rozwiązania oparte na sztucznej inteligencji, które pomagają np. w wyszukiwaniu potencjalnych klientów czy analizie danych. Czasem trzeba trochę poeksperymentować, żeby przekonać się, co faktycznie działa, a co tylko dobrze wygląda na prezentacji.
Dla mnie kluczowe jest, żeby technologia przyspieszała procesy, porządkowała informacje i dawała lepszy wgląd w dane. Jednak ostatecznie w sprzedaży najważniejsza jest rozmowa, relacja, zaufanie. Żadne narzędzie nie zastąpi kontaktu człowieka z człowiekiem. I właśnie to połączenie – technologii i ludzkiego podejścia – daje najlepsze efekty.

Każda rola menedżerska wiąże się z dużą odpowiedzialnością – za wyniki, zespół, decyzje. Z zewnątrz może wyglądać to bardzo poukładanie, ale w praktyce często pojawiają się trudne momenty. Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w tej roli?

Największym wyzwaniem jest praca z ludźmi – w tym najlepszym i najtrudniejszym znaczeniu. Wszystkie procesy, liczby, kalkulacje da się poukładać. Ale ludzie są różni – mają inne emocje, tempo, motywacje. I właśnie w tym tkwi cała sztuka zarządzania: żeby to wszystko umieć połączyć i znaleźć balans między celami firmy a potrzebami zespołu.
Trzeba być uważnym i mieć empatię, ale jednocześnie potrafić stawiać granice i jasno komunikować oczekiwania. Czasem to, co dla mnie jest oczywiste, dla kogoś innego może być zupełnie niejasne – dlatego ważne jest tłumaczenie, pokazywanie kontekstu decyzji i rozmowa.
Bywa też tak, że nie wszystkie działania są od razu dostrzegane czy doceniane – i trzeba to zaakceptować. To naturalna część tej roli. Dla mnie kluczowe jest, żeby zachować spokój, konsekwencję i po prostu robić swoje. Empatia i komunikacja to dziś absolutna podstawa – bez nich żaden, nawet najlepszy proces, nie zadziała.

Odchodząc na chwilę od tematów zawodowych – wiadomo, że Twoją wielką pasją są podróże. W firmie często o nich wspominasz, więc zapytam wprost: skąd się wzięła ta pasja?

Zaczęło się jeszcze na studiach. Wtedy wchodziła moda na tanie loty, więc z grupą przyjaciół zaczęliśmy śledzić okazje i po prostu ruszaliśmy w świat – z plecakami, ograniczonym budżetem, ale z ogromną chęcią odkrywania. W ten sposób zjechaliśmy praktycznie całą Europę i kawałek Afryki.
Najbardziej zapadły mi w pamięć wyprawy na Norweskie Fjordy i do Maroka gdzie w moje urodziny udało się zdobyć Toubkal, najwyższy szczyt Afryki Północnej. Były też Dolomity, Olimp, Alpy Włosie i Szwajcarskie… Góry właściwie zawsze mi towarzyszyły. Przez pewien czas mieszkałem nawet w Szwajcarii, w górach, i to wtedy naprawdę pokochałem to miejsce.
Teraz staram się raz w roku zrobić dłuższy wyjazd – to dla mnie taki rytuał, moment resetu. W ostatnich latach częściej kieruję się w stronę Azji: Tajlandia, Wietnam, Laos, Malezja, Filipiny czy Chiny. W przyszłym roku planujemy wyjazd do Japonii.
Lubię się dobrze przygotować do każdej podróży – poczytać o kulturze, historii, o tym, jak żyją ludzie – a potem skonfrontować to z rzeczywistością. Od niedawna latam też dronem i nagrywam ujęcia, więc może kiedyś coś z tego zmontuję i się podzielę.
Dla mnie podróże to nie tylko odskocznia od codzienności, ale też ogromna dawka inspiracji. Pomagają mi nabrać dystansu, zobaczyć świat z innej perspektywy – a to zawsze procentuje także w pracy.

Czy podróże w jakiś sposób Cię ukształtowały? Czy myślisz, że to doświadczenie wpływa na to, jak dziś patrzysz na świat i na ludzi?

Na pewno bardzo otworzyły mi głowę. Człowiek zaczyna inaczej patrzeć na świat i na ludzi – widzi, że można żyć zupełnie inaczej, mieć inne priorytety, a mimo to być szczęśliwym. To daje ogromną pokorę i dystans – również do tego, co mamy tu, na co dzień.
W Azji widać to szczególnie. To kultura wysoko kontekstowa, inne podejście do komunikacji, czasu i relacji. W Azji południowo- wschodniej ludzie są spokojniejsi, mniej nerwowi, bardziej skupieni na wspólnocie.
Każda podróż zostawia jednak we mnie coś nowego – jakąś lekcję, refleksję, drobiazg, który potem wraca w codziennym życiu.
No i jeszcze jedno – kontakt z ludźmi. Czasami nie znasz języka, a i tak się dogadujesz, po prostu „po ludzku”. I to pokazuje, że na końcu wszyscy jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż nam się wydaje.

Na koniec – gdybyś miał wskazać trzy rzeczy, którymi kierujesz się na co dzień, zarówno w pracy, jak i w życiu, co by to było? Co jest dla Ciebie takim osobistym kompasem w działaniu?

Po pierwsze – szczerość i przejrzystość w relacjach. To fundament każdej współpracy. Jeśli ludzie wiedzą, na czym stoją, łatwiej budować zaufanie i wspólny kierunek.
Po drugie – jasny cel. Lubię, kiedy każdy w zespole rozumie, po co coś robimy i dokąd zmierzamy. To daje sens codziennej pracy i pomaga utrzymać koncentrację, nawet gdy pojawiają się trudniejsze momenty.
A po trzecie – celebrowanie sukcesów, nawet tych najmniejszych. Bo to one budują atmosferę, wzmacniają zespół i dają energię.