Pół życia na węźle betoniarskim

Rafał Gawron jest związany z firmą Zbych-Pol & Mobet od początku jej istnienia. Nieprzerwanie od 2002 roku jest operatorem węzła betoniarskiego, ale jak sam mówi, gdy tylko była taka potrzeba – potrafił być załadunkowym czy też jednym z pracowników zbrojarni. Tak było, szczególnie w momencie stawiania przez firmę pierwszych kroków w branży prefabrykacji. Zapraszamy do przeczytania wywiadu.

Kolejny raz mam przyjemność rozmawiać z osobą, która tworzy współczesną historię naszej firmy po fuzji dokonanej w 2002 roku.

– Dokładnie, rozpocząłem pracę tutaj w 2002 roku, zaraz po przejęciu Mobetu przez Zbych-Pol. Obecnie mam 44 lata, więc jak łatwo policzyć – spędziłem w pracy w Zbych-Pol & Mobet połowę swojego życia. Trafiłem tutaj zaraz po wojsku. Od początku byłem przydzielony do pracy przy węźle betoniarskim, ale tak naprawdę pracowałem tam, gdzie byłem potrzebny. Nie miałem ściśle określonego stanowiska i to była specyfika pracy w tamtych czasach. Głównie jednak zaczynałem pracę przy pierwszym węźle betoniarskim, znajdującym się przy hali nr 3.

Przy jakich innych pracach byłeś obecny?

– Przy załadunkach i tam, gdzie szef wysyłał. W razie potrzeby pracowałem też na zbrojarni. To wszystko tak naprawdę startowało od początku i trzeba było pracować tam, gdzie wymagała tego potrzeba chwili.

Jak z Twojej perspektywy wyglądały początki naszej firmy po fuzji i kto Ciebie wdrażał w pracę tutaj?

– Początki zazwyczaj są trudne i nie inaczej było tutaj. Na początku wszystkiego trzeba było się nauczyć. Jeżeli czegoś nie umiałem, szef miał swoje powiedzenie: „Ty jeszcze nie wiesz, że to umiesz” (śmiech). Początkowo wprowadzał mnie we wszystko majster T. [nazwisko znane redakcji], który miał pod sobą zbrojarnię i węzły.

Kiedyś praca na węźle wyglądała zupełnie inaczej. Teraz wszystko jest w pełni zautomatyzowane, a wtedy jeden człowiek jeździł na bazę, dwóch operatorów stało do góry przy mieszarkach. Kruszywo było dostarczane zupełnie inaczej, bo transporterami do góry. Tutaj również potrzebne było dwoje ludzi. Wszystko w tej chwili działa we współpracy z działem Kontroli Jakości, którego wtedy także nie było. Była Pani Gosia, która – kolokwialnie powiem – „ogarniała” wszystko, jeżeli chodzi o receptury betonów. No i robiliśmy. Teraz, nasze moce produkcyjne i wymagania jakościowe są dużo większe, więc potrzebny jest w pełni profesjonalny Dział Kontroli Jakości, jakim zresztą dysponujemy.

Co jest najtrudniejsze w pracy na stanowisku operatora węzła betoniarskiego?

– Każdy beton, który powstaje musi mieć określoną konsystencję pod dany element. Mimo określonych receptur – to po prostu widać. Z doświadczeniem, z biegiem tygodni, a potem lat, jest coś takiego, że wiesz, czy dany beton się nadaje, czy jest ok, czy coś jest nie tak. Majster powie Ci jak ma wyglądać beton, kierownik Kontroli Jakości też, ale klient – nie do końca. Gdy zapytasz klienta, jaki ma być beton, zazwyczaj otrzymuję odpowiedź „nie za gęsty, nie za rzadki”. Wtedy muszę wypytać dodatkowo, na co konkretnie klient potrzebuje ten beton. Bazuję na swoim doświadczeniu, a klienci wracają, co oznacza, że są zadowoleni z mojej pracy.

A co lubisz w pracy na swoim stanowisku?

– Bardzo lubię kontakt z ludźmi. Są niekiedy śmieszne sytuacje, a  niekiedy trudne, a ja jestem osobą, która bardzo lubi wyzwania. Nie ma dla mnie ograniczeń. Mam często kontakt z ludźmi z zewnątrz, o czym zresztą wspomniałem. Bardzo cenię też sobie kontakt z ludźmi z naszego zakładu: operatorami, kierowcami, ale także naszym Działem Logistyki. Z tymi osobami mam najczęstszy kontakt.

Co miałeś na myśli mówiąc o śmiesznych sytuacjach?

– Dla przykładu, jak zaczęliśmy pracę na jednym z węzłów w 2007 roku, to jeden z klientów przyjechał po beton wozem z zaprzęgniętym koniem. Wtedy zobaczył to jeden z panów, który od strony programistycznej zajmował się uruchomieniem tego węzła. Ten programista zaczął robić zdjęcia i skomentował tę sytuację: „ile lat żyję, to jeszcze czegoś takiego nie widziałem”. Bardzo się wtedy baliśmy bo jak z 5-metrów spada beton to koń się może spłoszyć. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca (śmiech).

Były różne sytuacje. Kiedyś jeden z panów przyjechał po beton przyczepką. Przyczepka się złożyła, a koła się rozeszły. Były sytuacje, że jeden z panów odjechał w trakcie załadunku betonu i nie wiadomo było właściwie dlaczego. Mamy przecież sygnały świetlne i dźwiękowe, które informują o tym kiedy można odjechać.

Co jest najtrudniejsze w pracy na Twoim stanowisku?

– Trudno powiedzieć. Szczerze… Nie mam czegoś takiego, czego nie lubię. Mogę powiedzieć jedynie, że lubię duże akcje. Jeżeli coś jest trudne do rozwiązania – trzeba próbować. Praca tutaj bazuje głównie na znajomości oprogramowania i doświadczeniu. Jeżeli to się posiada, trudno jest mówić, że coś sprawia trudność. Każdą osobę, którą przyuczałem do pracy przy węźle starałem się zawsze uczulić na pewne sytuacje. Ważne jest też żeby wiedzieć, że to nie jest praca tylko i wyłącznie przy komputerze, ale też praca, w której nieraz trzeba się pobrudzić.

Na koniec – co lubisz robić po pracy?

– Wiele rzeczy (śmiech). Na pewno sporty, uwielbiam też jeździć motorem, chociaż aktualnie go nie mam, aczkolwiek w przyszłości planuję ponownie go zakupić. Wieczorami lubię też poczytać sobie książki. Ostatnio czytałem „Potęgę podświadomości” i różnego rodzaju horrory. Jeżeli książka mnie zainteresuje – czytam ją do końca. Jeżeli nie – odkładam.