O bliźniaczkach, które od lat kręcą zbrojenia
Zapraszamy na kolejną rozmowę z cyklu „Zbych-Pol & Mobet To Ludzie”. Publikujemy rozmowę z siostrami bliźniaczkami – Ewą Bilską i Zofią Marczak. Obie zaczynały pracę w latach 80. na tej samej hali i do dziś kręcą tam zbrojenia. Ponadto Ewa Bilska jest najdłużej pracującą osobą w Zbych-Pol & Mobet, a pracę zaczynała w 1982 roku.
Cieszę się, że mam przyjemność rozmawiać z najstarszymi pracownicami, z najdłuższym stażem w Zbych-Pol & Mobet. Obie pracę zaczynałyście jeszcze za czasów betoniarni w Mogilnie w latach 80.
Ewa Bilska: – W internecie ostatnio widziałam stare zdjęcia naszego zakładu. Ten wózek Stalowa Wola… Pamiętam te czasy bardzo dobrze. Wtedy nie było tak, jak jest teraz. Teraz jest dużo lżej. Są suwnice. Kiedyś wszystkie zbrojenia nosiliśmy sami. W tym roku będą 42 lata od momentu kiedy zaczęłam pracę. Cały czas kręcę zbrojenia na tej samej hali. Zaczęłam pracę dokładnie w 1982 roku.
Zofia Marczak: – Ja rozpoczęłam tutaj pracę 2 lutego 1987. Pamiętam, że był wtedy duży mróz, -20 stopni. Jako jedyna byłam wtedy w zakładzie leworęczna. Nikt nie umiał lewą ręką wiązać zbrojeń. Pamiętam jak podeszła do mnie majstrowa, dała mi klucz i drut. Pokazując, mówi do mnie: „musi sobie pani w lewą rękę przełożyć ten klucz i drut”. Odpowiedziałam: „ale ja jestem leworęczna”. Związała przy mnie szybko 4 strzemiona. No to mówię jej: „moment, chwileczkę, niech mi pani pokaże powoli, założy oczko, a ja wtedy zrobię to samo lewą ręką”. Pokazała więc jak robi 4 strzemiona, ale tym razem wolniej. Więc mówię do niej: „acha, no to w ten sposób”. I wtedy dopiero to pojęłam.
W tamtych czasach praca na zbrojarni nie należała do łatwych, szczególnie jeżeli chodzi o pracę typowo dla kobiet.
Ewa Bilska: – Ja jak zaczynałam pracę to wtedy jeszcze nawet rękawic nie było. Drut był w tamtych czasach palony, więc palce i dłonie miałam całe pokaleczone. Teraz to jest zupełnie inna praca. Pamiętam jak teściowa dawała mi maść na dłonie. Pomagało to tylko na chwilę. Smarowałam dłonie na noc, a w kolejnym dniu pracy było tak samo, znów miałam pokaleczone ręce. Później kupiłam sobie takie grube rękawice na zimę. To z kolei przeszkadzało mi w wiązaniu drutów. Później nauczyliśmy się wiązać w gumowych rękawicach. Jedna z koleżanek pracowała na ginekologii i takie rękawice przynosiła nam ze szpitala. Wtedy było już dużo lżej.
Zofia Marczak: – Ja jak zaczynałam w 1987 roku to już te rękawice gumowe były. Pamiętam, że na początku, również ja, miałam 2 tygodnie czasu na przyuczenie. Jeżeli ktoś przez te 2 tygodnie się nie sprawdził – był odsyłany do domu.
Jak mówiłam wcześniej, w lutym 1987 roku było 20 stopni mrozu. Majstrowa kazała ubrać mi rękawice, ale ja wtedy wolałam pracować bez rękawic. W rękawicach po prostu źle mi się wiązało. Rano majstrowa przyszła do mnie i powiedziała: „idziesz ze mną po stal”. Żeby wziąć tą stal, ręce musiałam włożyć w śnieg. Wtedy od razu zostałam przekonana do wiązania zbrojeń w rękawicach (śmiech). Po kilku miesiącach pracy, gdy się sprawdziłam, zostałam włączona do brygady. Otrzymałam wtedy samodzielne stanowisko. Nie miałam dzieci, a w tamtych czasach towarzyszyło przekonanie, że kobieta bez dzieci musi ciężko pracować. Pamiętam, że w pierwszy dzień moja koleżanka mnie tak „przetargała”, że jak wróciłam do domu, to tak jak stałam – położyłam się do łóżka.
Oprócz tej ciężkiej, fizycznej pracy. Jaka umiejętność jest waszym zdaniem najważniejsza na pracy w zbrojarni?
Ewa Bilska: – Przede wszystkim trzeba umieć czytać rysunek. Nie trzeba wcale znać się na tym idealnie, bo od tego mamy specjalistów i majstrów. Na podstawie rysunku oceniamy jednak, jaką stal jako pierwszą należy przygotować. Następnie, na tej podstawie możemy wybrać odpowiednie elementy do naszej pracy. Po drugie, ważne jest umiejętne wiązanie. I trzecia sprawa – właściwe podejście do pracy. Warto wiedzieć, od czego zacząć.
Zofia Marczak: – Potrzebne jest samozaparcie.
Co powiedziałyby Panie młodym osobom, które przychodzą do nas do pracy.
Ewa Bilska: – Na pewno jest to mniej ciężka praca niż kiedyś. Są suwnice i pistolety do wiązania zbrojeń, czego wcześniej nie było. Wiązanie to prawdziwy fach, który trzeba opanować. Mogę powiedzieć młodym pracownikom, że ważne jest dokładne wiązanie, ponieważ oszustwa można zawsze się nauczyć, a nie o to w tym chodzi. Jeżeli jakiś element nie jest dobrze związany, to po prostu się rozjedzie. Faktem jest, że od kiedy tylko pamiętam, bardzo dokładnie uczono nas tego fachu.
Zofia Marczak: – Osoby, które są gotowe do pracy i zależy im na pracy, znajdą zatrudnienie tutaj. Nie chodzimy tutaj w czystych ubraniach, to jest produkcja. Praca nie jest łatwa, ale nie można powiedzieć, że jest ona przeznaczona wyłącznie dla mężczyzn. Nasz przykład oraz innych koleżanek pokazuje, że kobiety również mogą tutaj pracować. Konieczne jest jednak zaangażowanie w wykonywane obowiązki. Pan Zbigniew Szczęsny nauczył nas tego zaangażowania i oddania w pracy. Pokazał, jak się pracuje. Jak powiedział, że coś ma być zrobione, to musiało być zrobione.
Pracujecie razem, jesteście siostrami, bliźniaczkami. Spędzacie ze sobą naprawdę wiele czasu i to od pierwszych dni życia. Jak ze sobą wytrzymujecie?
Ewa Bilska: – Różnie bywa w życiu. Gdy mamy coś sobie do powiedzenia, to zawsze to mówimy. Rozmawiamy szczerze. Czasem trzeba odpuścić, odejść, ale za chwilę znów wszystko jest w porządku.
A co robią Panie po pracy?
Zofia Marczak: – Opiekuję się niepełnosprawną wnuczką. W poniedziałki i środy jeżdżę z nią na rehabilitację konną. Cieszę się, że mam zajęcie po pracy. Poza tym, uwielbiam oglądać wrestling i chodzić na długie spacery.
Ewa Bilska: – Kiedyś moją pasją był sport, nawet byłam aktywnym sportowcem. Uprawiałam pchnięcie kulą i zdobywałam medale podczas lokalnych zawodów sportowych. Obecnie większość czasu spędzam przed telewizorem, oglądając różne dyscypliny sportowe, ale regularnie też uczestniczę w meczach Pogoni Mogilno. Mój mąż przez wiele lat grał w piłkę nożną. Ponadto, cenię sobie także sporty walki, zwłaszcza boks.
Na koniec. Jesteście panie siostrami bliźniaczkami. Która z Pań jest starsza?
Zofia Marczak: – Moja mama zawsze mówiła, że to ja jestem starsza o 5 minut i że byłam grzeczniejsza. Ewa była niegrzeczna (śmiech). Razem nas było dwanaścioro rodzeństwa, z dwoma parami bliźniąt. Było nas 6 chłopców i 6 dziewczynek. Dorastaliśmy w Gozdaninie.