Prawdziwy fach w zbrojeniach zdobędziesz w Zbych-Pol & Mobet

Tym razem na rozmowę z cyklu „Zbych-Pol & Mobet To Ludzie” udaliśmy się do zbrojarni. Naszym rozmówcą jest Grzegorz Afanaszak – majster zbrojarni, z blisko 40-letnim doświadczeniem w budownictwie. W wywiadzie przeczytasz o trudnościach w pracy na zbrojarni czy metodach wprowadzenia nowych osób. Znajdziesz także odpowiedź na pytanie, czy praca na zbrojarni jest także dla kobiet. Zapraszamy. 

Panie Grzegorzu, do Zbych-Pol & Mobet trafił Pan w styczniu 2020 roku. Czym Pan się zajmował zanim trafił Pan do nas?  

– Jeśli dobrze pamiętam było to 20 stycznia 2020 roku. Wcześniej pracowałem na budowach, same budowy. Na początku jako majster na budowie, później jako kierownik. 

Czym w ogóle zajmuje się majster zbrojarni? 

– Po pierwsze, majster zbrojarni zajmuje się przede wszystkim nadzorem nad załogą. Po drugie – to co robię w tej chwili, to przygotowanie produkcji. Muszę rozdzielić ekipy, a potem zgodnie z harmonogramem sporządzić karty pracy i rozdać ludziom rysunki z elementami do wykonania na dany dzień. Dalej jest nadzór nad wykonaniem zbrojeń, odbiór po ich wykonaniu, dopilnowanie przy załadunku i wysyłka na hale do dalszej produkcji. W międzyczasie są też inne prace, ale to jest taki kręgosłup, którego musimy się trzymać. 

A co według Pana jest najtrudniejsze w pracy na tym stanowisku?  

– Czynnik ludzki. Nieprzewidywalny, ale ja do tego przywykłem już wcześniej. Budowy – tam też są ludzie. Miałem ekipy pod sobą po 50 osób. Nieraz byli to jeszcze ludzie z różnych firm, podwykonawcze. Niekiedy te osoby już się znały, niekiedy nie. Ja musiałem doprowadzić do tego, żeby współpracowały ze sobą. Żeby jeden drugiemu nie przeszkadzał. Jeżeli chodzi o moje podejście do ludzi to najpierw staram się każdego poznać, a później staram się dopasować.  

Jeżeli chodzi o mój najtrudniejszy moment tutaj, to był on w momencie, gdy przyszedłem tutaj pracować. Musiałem wtedy poznać wszystkich naraz. Po kilku dniach już można zacząć sobie wyrabiać zdanie na temat danej osoby, a po miesiącu pracy widać już po danym pracowniku, czy się do tej pracy faktycznie nadaje. Ważne by pamiętać, że każdy z pracowników jest indywidualistą.  

Powiem Panu, że miło się tego słucha. Nie traktuje Pan pracowników jako grupy i nie stosuje Pan jednego i tego samego podejścia do wszystkich. Pracownicy mogą czuć się zaopiekowani. Także ci, którzy zostali co dopiero przyjęci do pracy.  

– Mówiąc pewne słowa do jednej osoby, te same słowa nie trafiłyby do drugiej. Trzeba to wypośrodkować, a ja wiem, z kim jak rozmawiać. To przyszło naturalnie, właśnie z moim doświadczeniem. Jak zaczynałem – też byłem zielony, a teraz zbliżam się już do 40 lat pracy w branży budowlanej. 

Gdy do pracy przychodzi nowa osoba to na początku to ja nie znam jej cech. Muszę pracownika obserwować. Mam ekipę 40 osób i staram się zawsze podzielić ją na 10 mniejszych grup, gdzie każda grupa robi zupełnie coś innego. Nową osobę zawsze przydzielam do jednej z tych grup i zawsze jest to pewnego rodzaju „strzał” z mojej strony. Intuicja. Często taką osobę przydzielam do grupy rówieśniczej, albo np. do takiej, w której bardzo dobrze znam prowadzących grupy. W każdej z ekip jest taka osoba prowadząca i nie dam nowej osoby do takiego przysłowiowego „herszta”. Chodzi o to, by takiej młodej osoby nie zniechęcić do pracy. Początkowo taka młoda lub zupełnie nowa osoba trafia do ludzi łagodnych, ludzi przyjaźnie nastawionych do świata i tam zaczyna. Dalej jest obserwacja – jak pracuje, jak radzi sobie w pracach manualnych, czy tej pracy unika. Jeżeli widzę, że ktoś unika pracy i siedzi w komórce to już to jest dla mnie sygnał, że jest coś nie tak. I najważniejsze – zbieram też opinię od ludzi, z którymi ta osoba pracowała. 

A jak wyglądały Pana pierwsze dni pracy tutaj? 

– 2 dni przed rozpoczęciem pracy tutaj spotkałem się w siedzibie firmy z wiceprezesem i dyrektorem, szybko załatwiłem badania lekarskie i rozpocząłem pracę. Pierwsze kroki skierowałem do BHP–owca, oprowadził mnie po halach, przedstawił mnie Pawłowi (majster, z którym Grzegorz Afanaszak na co dzień pracuje – przyp. red), Dalej już wprowadzał mnie w to wszystko Paweł.  

Tutaj jest naprawdę dużo pracy biurowej. Ja nie powiem, że na budowach jej nie miałem, ale na pewno w mniejszym zakresie. Oczywiście też zajmowałem się dokumentacją, ale trochę pod innym względem. Tam interesowało mnie wszystko, a tutaj mam tylko zbrojenia, ale bardziej skomplikowane. Na budowie zbrojenia były jednym z elementów i to takim łatwiejszym. Tam były do zbrojenia stropy, ławy fundamentowe, nie raz jakieś schody się zdarzały. Tutaj musiałem się po prostu ukierunkować, że zbrojenie to jest moja działka podstawowa. Powiedzmy, że 80% działania.  

Paweł z dnia na dzień coraz więcej mi mówił. Po jakimś czasie wytworzył się między nami taki naturalny podział obowiązków. Niby jesteśmy od wszystkiego, ale jak jesteśmy razem to ja się zajmuję raczej rozpisywaniem, zbieraniem dokumentacji itd., a Paweł bardziej udziela się na hali, gdzie nadzoruje ludzi, pojawia się też na halach betoniarskich i sprawdza czy czegoś nie brakuje. Pomaga też przy załadunku. Do tego nadzór nad logistyką, gdzie dane zbrojenie ma jechać. 

Co by Pan powiedział nowym osobom, które przychodzą tutaj do pracy? 

– Praca na tym stanowisku jest wymagająca. Konieczne jest zachowanie szczególnej ostrożności oraz stałą czujność podczas wykonywania obowiązków. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Ważne jest też odpowiednie zorganizowanie i efektywność pracy. Często zdarza się, że osoby posiadające doświadczenie w pracy na budowie, nie zdają sobie sprawy ze złożoności zadań wykonywanych na tym stanowisku. Projekty naszych zbrojeń wymagają precyzji i świetnej znajomości rysunków technicznych.  

Na naszej zbrojarni pracują też kobiety. Nasze Panie pokazują, że stereotypy nie zawsze odzwierciedlają rzeczywistość. Doskonale radzą sobie z obowiązkami zbrojarskimi. Jest to dowód na to, że umiejętności i zaangażowanie są kluczowymi czynnikami przy wykonywaniu tych zadań. Nasi pracownicy posiadają różne doświadczenie zawodowe. Czasami są to byli piekarze, malarze czy szwaczki. Każdy z nich jednak może odnaleźć się w nowej roli poprzez naukę i zaangażowanie. 

Na koniec naszej rozmowy zapytam o sprawy zupełnie przyziemne. Co Pan lubi robić po pracy? 

– Ogród. Jak tylko mogę to spędzam czas na ogrodzie. Też samoistnie – podobnie jak tutaj w pracy z Pawłem – nastąpił podział. Żona ma kwiaty, a ja mam trawę i wszystko co wysokie. Oczywiście zajmuje się też sprawami drewutni, pracami remontowymi, montowaniem nowych rzeczy.  

Uwielbiam soboty. Jak jest ciepło – wychodzę sobie, robię z 2-3 rundy po ogrodzie i układam sobie plan. Najgorsza rzecz to jakby ktoś mi mówił na moim ogrodzie co mam robić. Nawet żona tego nie robi bo wie jak to się skończy (śmiech).